O pieniądzach i energii przyciągania

Kiedyś byłam bardzo oszczędna i przedsiębiorcza. Kiedy Mama puściła mnie pierwszy raz samą na kolonię, połowę kieszonkowego przywiozłam do domu, a zamiast wydawać na wakacjach, to jeszcze  zarabiałam. W pokoju kolonijnym urządziłam płatny salon piękności, otwarty przed każdą dyskoteką. Fama o tym szybko się rozeszła i wychowawcy z impetem zamknęli mój pierwszy dziecięcy biznes.

I tak to trwało przez większość mojego życia – oszczędna i przedsiębiorcza. Zawsze miałam odłożone pieniądze w skarbonce, żeby było na gorszy czas. Kiedyś ten gorszy czas nastąpił i wtedy z pomocą rodziców prawie wszystko zainwestowałam w swój kreatywny biznes.  Ale to zupełnie nieważne.

Całe życie dorastałam w przeświadczeniu, że na luksus trzeba ciężko pracować. Na szczęście nigdy nie zdecydowałam się na długi i wyczerpujący etat, ale zawsze łapałam jakieś dorywcze prace i wychodziłam na swoje. Żyłam po swojemu,  ale ciągle coś mi w tej sytuacji dokuczało.  Choć często podróżowałam po Europie, to najlepiej w 5 osób, żeby było taniej i pod namiotem, żeby za dużo nie wydać na spanie. Taka już byłam, ale pewnego dnia przestało mi to już odpowiadać.

Obok siebie widziałam Huberta, który zazwyczaj wybierał najlepszy hotel, jak już zarabiał to konkretnie, jak już jechał gdzieś, to nie żałował swoich pieniędzy na dogadzanie sobie. Wiedziałam już wtedy, że jesteśmy kreatorami życia, ale jakoś ciężko przychodziło mi puszczenie  lęku przed ich całkowitą utratą. W kobiecym umyśle pojawia się też motyw przewodni mężczyzny, który zarabia na kobietę i daje jej to bezpieczeństwo założenia rodziny, stworzenia ogniska domowego i życia w dostatku bez potrzeby zawracania sobie głowy zarabianiem. ALE TO ILUZJA, JUŻ TO PRZERABIAŁAM dźwięczało mi w głowie. Wybieram wolność, wybieram suwerenność – manifestowałam w myślach. To był pewien proces, kiedy zaczęłam kochać siebie, przywalałam na coraz większe podarunki dla siebie, wydawałam coraz więcej na swoje kaprysy i cieszyłam się z tego. Trwałam w tej radości i to rozszerzało moją jeszcze większą chęć do spędzania czasu w dostatku dla samej siebie. Przyciągało energię.

Kiedy zobaczyłam duchowy kurs AHMYO na Hawajach podczas comiesięcznej transmisji Shoudu, doznałam prawdziwego przełomu. Zawsze chciałam jechać na Hawaje, a teraz ktoś ogłasza kurs z najbardziej otwartymi ludźmi, jakich można sobie wyobrazić, w najpiękniejszym miejscu na ziemi, w luksusowej willi z widokiem na morze. I dodatkowo, są jeszcze miejsca. Postanowiłam rozbić całą skarbonkę, wydać naprawdę dużo pieniędzy, zaszaleć jak prawdziwy mistrz, którym jestem. Miałam na kocie ponad 10 tys. i wiedziałam, że TU I TERAZ nic by mnie bardziej nie ucieszyło, niż ten kurs.

Było mi łatwo, bo po tych mniejszych próbach, z dogadzaniem sobie,  zauważyłam jak energia do mnie wraca. Kiedy z miłością i radością decydowałam się na wydanie większej sumy pieniędzy na siebie, ktoś przychodził i dawał mi zarobek. Sprawdziłam to dwa razy na nieco mniejszych sumach i zawsze działało. Więc i tym razem całkowicie zaufałam nowej energii. Zabookowałam sobie miejsce i z niesamowitą miłością i wdzięcznością przelałam pierwszą transzę. Nie interesowało mnie jak te pieniądze do mnie wrócą, nie zajmowałam się tym w ogóle. Cieszyłam się z kolejnego wyjazdu duchowego i uśmiechałam do nadchodzących dni.

Kilka dni później Hubertowi zachciało się mieć samochód. Chciał sprzedać kryptowaluty, z których obrotu obecnie żyje, a ja miałam na koncie wspomniane 10 tys., które umożliwiało mi drogę na Hawaje. Usiedliśmy razem i powiedział, że szkoda mu oddać je komuś nieznajomemu, więc kupiłam je od niego. Kiedyś bym się bała, ale teraz to ja jestem kreatorem, ja decyduję, ja działam w nowej energii. Dałam mu 10 tys., a on założył mi konto i przepisał te kryptowaluty na mnie. Dzień później kurs zaczął spadać i pomyślałam, kurczę, a co będzie, jeśli stracę te pieniądze i nie będę miała na Hawaje? Mistrzowska świadomość mi odpowiedziała – Przyjdą inną drogą, energia do ciebie wróci.

Kilka dni później umówiłam się na spotkanie ze znanym kreatorem z UK, który ma swój autorski program w telewizji. Przyszedł do mojego sklepu po kartony – wiadomo, że nie przypadkowo, bo przypadki nie istnieją. Wydałam mu przed kamerami te kartony, a on zachwycony moimi kreacjami w sklepie zaproponował mi lukratywną współpracę. Powiedział, że dwa lata czekał na kogoś takiego jak ja i w końcu znalazł. Ucieszyłam się, bo projekt, do którego mnie wciągnął głównie opiera się na tworzeniu z dziećmi, a to jest coś,co naprawdę lubię robić. Kiedy tworzę rękami przychodzi do mnie GNOST. Zarobki miesięczne przekraczają kwotę, którą wydam na Hawaje, a pracy wcale nie jest dużo. I jest to coś, co naprawdę mnie cieszy.

Ale to nie koniec.

W firmie zbliżał się termin zapłacenia FV za prowadzenie sklepu internetowego za kolejny rok. W tamtym roku po zniżce, dostaliśmy fakturę na 950zł, więc i w tym jak przyszła FV na 1050zł poprosiłam o zniżkę. W przeciągu godziny sprzedawca z firmy, która się tym zajmuje zadecydował, że dostanę rabat ze względu na relatywnie niską sprzedaż, w porównaniu do innych znanych mu firm i wysłała mi FV na 400zł netto. W przeciągu godziny zarobiłam ponad 500zł. Jaki mistrz, taka zniżka – pomyślałam. Następnego dnia szłam do szkoły, odebrać syna z zajęć. W drodze pomyślałam, że nie znam nikogo, kto miałby taką wyobraźnię jak ja. Nie słyszałam o nikim takim jak ja, z głową pełną kreacji, mającą w rękawie tyle różnych barwnych historii do opowiedzenia. (Tylko ja wiem co mam w głowie, więc tu wybaczcie pozorne przechwalanie się.) Poczułam prawdziwą miłość do tego kim jestem. W tym momencie zadzwonił telefon. Kilka tygodni temu kupiłam laptopa przez internet, wysłali mi zły kolor, więc go odesłałam z powrotem z żądaniem zwrotu środków. Pieniądze szły ponad miesiąc na moje konto. Pan dzwonił z przeprosinami i zaproponował, że wyśle mi rekompensatę w wysokości 15% ceny mojego laptopa. Grzecznie się zgodziłam i 5 minut później wysłał mi potwierdzenie przelewu z bardzo miłym mailem. Zamiast 100% zwrotu za niezakupionego laptopa, dostałam 115%.  Bardzo przyjemnie.

Pomyślicie może – zbieg wielu okoliczności, ale ja nazywam to miłością do siebie i zaufaniem w swoje kreacje. Kurs na kryptowalutach w magiczny sposób ciągle rośnie, a nowe sytuacje zdarzają się każdego dnia. Dlatego pojutrze wylatuję do Włoch w okolice przepięknej Toskanii. Jadę spotkać się z Shaumbrą i jadę spotkać się sama ze sobą. Daję sobie kolejny prezent i przyzwalam na więcej.

 

AN

Godz. 13:13

Dodaj komentarz