W ilu procentach jesteś Mistrzem? – czyli o ZAMOTCE.

Przyszło do mnie w ostatnich dniach wspaniałe rozumienie. Kilka razy zdarzyło się mi i innym Shaumbrą być w ZAMOTCE. Słowo jest adekwatne i oddające sedno sprawy, choć być może wcale nie istnieje.
Jadąc autobusem na spotkanie Shaumbry zgubiłam się totalnie. I wszystko było by dobrze gdybym nie zadzwoniła do ludzi ze spotkania i nie czekała na ich wskazówki. Po kilku podpowiedziach gdzie mam iść, w którym kierunku i jak dojść do autobusu który w końcu doprowadziłby mnie na miejsce spotkania, zgubiłam się totalnie. Zamiast po prostu iść przed siebie przeszłam wszystkie możliwe przystanki w okolicy, pytałam ludzi jak dojść na autobus mojej linii i zadawałam inne pytania na które nikt nie znał odpowiedzi – co wyprowadzało mnie z równowagi. I tak szamocząc się okrutnie, obwiniając wszystkich innych wokół siebie spóźniłam się na autobus i pokutowałam przy przystanku kolejne 30 minut. Niby ok, wszystko jest dobrze w całym stworzeniu i zwyczajnie miałam się pojawić później. Tylko ten stan wyprowadzenia z równowagi, bardzo rzadki już teraz w moim życiu. Prawie gniew, a już na pewno pretensje do całego świata czemu to moje ZAMOTANIE tak właśnie się skończyło. Wtedy przyjęłam to do siebie nie rozumiejąc o co chodzi. Zostawiając rozumienie na później. To było dziwne i szybko się skończyło, ale zapamiętałam lekcję.

Druga sytuacja w przeciągu kolejnych tygodni. Jadę autobusem w Bieszczady, ledwo zdążyłam się przepakować z innej wyprawy i jadę dalej, bo tak wspaniale układa się życie. Znajomi powiedzieli mi żebym wsiadła do autobusu z Warszawy do Polańczyka i że będę wtedy miała już niedaleko na pole namiotowe na którym oni stacjonują od tygodnia. Więc jadę, zadowolona. Bilet mam, siedzę obok miłej kobiety, wszystko wspaniale. Co prawda mam pożyczony telefon, który ledwo trzyma baterię i nie wzięłam ładowarki, a mój telefon został przez przypadek w innym mieście, ale to nic. Wszystko jest wspaniale. Nagle po kilku godzinach drogi dostaję smsa, że to miejsce do którego jadę, jest jednak daleko od miejsca do którego mam dojechać, bo aż 60 km dalej. Dojadę do Polańczyka o 21:30, a w Bieszczadach jak to w Bieszczadach nic już o tej porze nie jeździ. Hubert sprawdza mi połączenia i nic nie ma. Inni pytają na miejscu – nic nie da się zrobić. Po ciemku z walizkami w odludziach Bieszczad, ciężko będzie złapać stopa. Jadę sama w autobusie, nie wiadomo gdzie, zaraz wyładuje mi się telefon, nie wiem nawet w którą stronę się kierować bo nie wzięłam mapy. Wpadam w ZAMOTKĘ. Obwiniam cały świat o to, że nie wiem co się ze mną stanie, znajomi wprowadzili mnie w błąd, nikt po mnie nie przyjedzie, nikomu nie udaje mi się pomóc, wszyscy się dołożyli, a ja biedaczek jak sobie teraz poradzę?! I w tym momencie przypominam sobie ten stan sprzed kilku tygodni. TA SAMA ZAMOTKA. To samo uczucie, nieogarnięcia, niewiedzenia, zagubienia i obwiniania wszystkich wokół.
I po chwili przychodzi świadomość. Jak to, Ania TY Mistrz nowych energii, masz jakieś pretensje do innych. Przecież to ty sama kreujesz swój świat, przecież to wszystko to jesteś TY i TWOJA kreacja. JESTEŚ KIM JESTEŚ. Sama się w to wplątałaś, więc ogarnij się, przyjmij wszystko takie jakie jest i kreuj to co chcesz. Dopiero wtedy powoli wyszłam z ZAMOTKI. Kilka oddechów, a może nawet kilkanaście. ANIA ufaj SOBIE i SWOJEJ KREACJI. Więc ok, myślę sobie, będzie co ma być, przyjmuję wszystko. Ale i tak pewnie będzie dobrze, robię przestrzeń – niech się zadzieje samo. W końcu tylko JA jestem kreatorem swojego życia. Nikt inny się nie dokłada. TYLKO JA.

Mija godzina, pytam się sąsiadki dokąd jedzie, ale ona wysiada wcześniej. Mija kolejna godzina, czuję że wszystko jest już nie ważne, robię przestrzeń. Przyzwalam bez lęku, na rozwiązania, domyślam się że i tak będzie dobrze. Wracam do stanu boskiej łaski. Będzie wspaniale. Przepuszczam wszystko.

Na 30 minut przed dojazdem do Polańczyka jakaś kobieta pyta wszystkich ile jeszcze do jej przystanku w Lisznej. Inna blondynka siedząca za nią odpowiada, że bliziutko – jakieś 10 minut. Spoglądam w jej stronę i pytam czy może, jak jest miejscowa to zna jakieś połączenia do Cisnej, bo tam właśnie się wybieram. Zdziwiona mówi że raczej nic już tam nie jeździ o tej godzinie. Przyjmuję, odwracam się i jadę dalej. Po kilku minutach, blondynka zaczepia mnie i mówi, że jeśli chcę to zawiezie mnie do Cisnej, bo jedzie niedaleko tej miejscowości i ma po drodze, tylko ze znajomymi, którzy przyjadą po nią . Wysiada w Lisznej żeby zrobić zakupy. Mają jedno wolne miejsce w aucie i jest już po rozmowie z nimi i się zgadzają żeby mnie zabrać ze sobą. Pięć minut później wysiadam, pakuję rzeczy do samochodu z całą brygadą bieszczadzkich zapaleńców, wymieniamy się najlepszymi miejscówkami w Bieszczadach. Punkt 22 dowożą mnie przed sam wjazd do mojego pola namiotowego. A ja z zakupionym w Lisznej winie w ręku idę w ciemność do znajomych. Już wiem, jak to jest być w zamotce i już nie chcę. Wybieram inaczej. Wybieram bycie mistrzem w każdej sytuacji. Wybieram swoją kreację i jestem za nią odpowiedzialna już zawsze. Jestem w stu procentach człowiekiem i jestem w stu procentach mistrzem. I tak to jest.

Zdarza Wam się utknąć w sieci pajęczej? Zdarzają Wam się jeszcze ZAMOTKI?

AN

Dodaj komentarz